Kraje

niedziela, 10 kwietnia 2011

Kanion Colca

Drugi co do głębokości kanion na świecie. Zastanawiacie się pewnie, który kanion jest w takim razie najgłębszy. Może kanion Kolorado? Otóż nie, najgłębszy jest położony bardzo niedaleko kanionu Colca kanion Cotahuasi. Kolorado, choć pewnie najsławniejszy, jest około dwukrotnie płytszy od peruwiańskich gigantów.

Kanion Colca znajduje się w odległości około 4 godzin jazdy z Arequipy, która jest główną bazą wypadową do jego zwiedzania. Głęboki na 3 191 m, długi na 100 km, otoczony wulkanami (najwyższy ma 6 613 metrów) i porośnięty gęstymi drzewami wznosi się nad meandrującą w jego głębi rzeką o tej samej nazwie. Wiele osób chcąc zwiedzić kanion wybiera się na kilkudniową wycieczkę, w trakcie której schodzą na dno kanionu, nocują tam i następnego dnia wspinają się na górę. Pierwotnie też miałem taki plan, ale niestety choroba, która dopadła mnie przed pamiętną podróżą autobusem nie pozwoliła mi go zrealizować. Trekking w dół kanionu byłby nie lada wyzwaniem dla zdrowego organizmu (widziałem ludzi, którzy wrócili z takiej wycieczki, nie wyglądali zbyt świeżo), więc zdecydowanie nie chciałem forsować mojego, osłabionego chorobą.

Zdecydowałem się w takim razie na jednodniową wycieczkę, która ograniczała się do zwiedzenia kilku punktów widokowych, z których (zgodnie z nazwą) rozpościerał się wspaniały widok na cały kanion. Wycieczka zaczęła się o godz. 2.30 rano. Jedną z głównych atrakcji kanionu jest stado kondorów, które można obserwować między godziną 8 a 10, dlatego wyjazd był tak wcześnie. Arequipa znajduje się na wysokości ok 2200 metrów, najwyższy punkt kanionu ok. kilometra wyżej, ale żeby dojechać do niego, trzeba się przebić przez naprawdę wysokie góry. Najwyżej położony punkt w trakcie przejazdu autobusem znajdował się na wysokości 4 910 metrów. Zatrzymaliśmy się tam ok 5 rano, żeby podziwiać wschód słońca znad horyzontu pełnego wulkanów. Było potwornie zimno (na pewno poniżej zera), dookoła śnieg, wysokość ściskała z całej siły płuca, nie pozwalając resztkom powietrza dostać się do nich. Niektórych pasażerów choroba wysokościowa dopadła do tego stopnia, że ledwo przytomni zostali w autobusie.

Ok 7 rano zaczęliśmy zwiedzanie poszczególnych punktów widokowych. Mieliśmy sporo szczęścia, ponieważ stado kondorów, które nie zawsze się pokazuje turystom postanowiło dla nas urządzić mały pokaz. Latały nad punktami widokowymi ponad godzinę, szybowały, czasami zawisły w powietrzu jakby pozując. Sam kanion również robił wrażenie - głęboki, kręty i zielony (jakoś kaniony mi się zawsze kojarzyły z kolorem żółto czerwonym, ale pewnie naoglądałem się zdjęć pustynnego Kolorado). Do Arequipy wróciliśmy nieco inną trasą, nie przebijając się już przez mordercze wysokości (trochę przesadzam z tą morderczością, ale dobrze brzmi w tekście, tworzy atmosferę grozy), sunąc spokojnie przez równiny, po których spacerowały lamy i alpaki (takie inne lamy, nie wiem w sumie czym się różnią, ale smakują bardzo dobrze).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz