Kraje

niedziela, 17 kwietnia 2011

Cuzco i rafting

Być może najsławniejsza miejscowość w całym Peru. Położone na wysokości 3 326 metrów, w samym sercu Andów Cusco jest oblegane przez turystów. Nic w tym dziwnego, to właśnie stąd wyjeżdżają wycieczki do legendarnego Machu Picchu, miasta Inków, jednego z nowych siedmiu cudów świata (ale o Machu Picchu później, w jednym z kolejnych wpisów). Miasteczko jest bardzo malownicze, położone pomiędzy szczytami górskimi, pełne placów, placyków, restauracji, kawiarenek, wąskich uliczek i kościołów. W dzień wszyscy naokoło chcą Ci sprzedaż masaż (?!?) a wieczorem trawę albo kokainę. Z tymi masażami to jest zresztą śmiesznie. Przez pierwsze dni zastanawiałem się dlaczego właśnie masaże i dlaczego właśnie w Cusco. Przez pierwsze półtora miesiąca moich podróży nikt mi nie próbował jeszcze sprzedać żadnego masażu. Okazuje się, że żeby zainteresować się masażami trzeba wrócić z jakiejś wycieczki, najlepiej długiej, pieszej i po górach. Wtedy człowiek inaczej patrzy na tych, którzy masaże oferują. Chodząc po ulicach Cusco trzeba oczywiście grzecznie odmawiać wszystkim kobitkom, które chcą nas wymasować, ale one tak szybko nie rezygnują. Po pierwszym "nie, dziękuję" (a dokładnie "no, gracias") ich ton zmienia się na błagalny (może uproszą ten masaż). Po drugim "nie, gracias" sięgają po argument ostateczny - "senior, two ladies!". Wtedy zaczynam się zastanawiać, czy my dalej rozmawiamy o masażu.

Głównym celem turystów przyjeżdżających do Cusco jest wyprawa do Machu Picchu, ale to zdecydowanie nie jedyna rzecz, którą można tutaj robić. Okolica oferuje bardzo wiele różnych aktywności i archeologicznych i sportowych (to zdanie zabrzmiało, jak przepisane z jakiegoś folderu turystycznego, ale nie, pochodzi całkowicie z mojej głowy). Jedną z aktywności, którą można tutaj uprawiać jest tzw. white water rafting, czyli spływ pontonem po dosyć wzburzonej górskiej rzece. Ja też postanowiłem spróbować swoich sił w raftingu.

Po półtoragodzinnej jeździe autobusem dotarliśmy do obozu. Tam przydzielono nam sprzęt (kombinezony, kamizelki ratunkowe, kaski, wiosła), po czym pojechaliśmy jeszcze kawałek w górę rzeki. Na brzegu przeszliśmy podstawowe przeszkolenie - w jaki sposób wiosłować, jakie są komendy (5 komend dotyczących sposobu wiosłowania i 2 komendy ratunkowe) i co robić, jak ktoś wypadnie z pontonu. Zaraz potem zaczął się dwugodzinny spływ. Pierwsze wrażenie było takie, że do tego potrzeba cholernie dużo siły. W trakcie spływu pracuje praktycznie całe ciało - górna część wiosłuje, dolna część ciała trzyma się łodzi i balansuje, żeby nie wypaść za burtę. Przewodnik, siedzący z tyłu cały czas wykrzykuje komendy, nie zważając na nasze zmęczenie (które przyszło dosyć szybko, bo sport jest faktycznie wyczerpujący). Cały czas zalewa nas woda z rzeki, co kilkanaście minut dobijamy do brzegu, żeby chwilę odpocząć i poczekać na drugi ponton. Pomiędzy nami pływa kajak, którego celem jest udzielenie pomocy, gdyby ktoś wypadł z pontonu. W razie wypadnięcia, trzeba się po prostu poddać prądowi rzeki, jakiekolwiek próby pływania nic nie dają, prąd jest za silny. W takiej sytuacji podpływa kajak, trzeba się go w odpowiedni sposób uczepić, po czym kajak podpływa do łódki, do której jest się wciąganym. W pewnym momencie przewodnik pozwolił nam wyskoczyć z pontonu do wody, wyskoczyły nas 3 osoby i w taki właśnie sposób nas z powrotem do pontonu wciągali. Rafting był bardzo fajnym doświadczeniem, potworny wysiłek, zimna woda i masa frajdy. O to właśnie w takich sportach chodzi.


1 komentarz:

  1. Rafting to jest przygoda, super sprawa, zawsze na wakacjach jak mam taką okazje to korzystam. Nauczona doświadczeniami zainwestowałam w etui wodoszczelne na dokumenty. Warto!

    OdpowiedzUsuń