Kraje

poniedziałek, 23 maja 2011

Valparaiso i Vinia del Mar

Z Santiago ruszyłem na zachód w kierunku wybrzeża Pacyfiku. Po krótkiej, półtoragodzinnej jeździe autobusem dotarłem do Valparaiso, perły tego regionu Chile. To wspaniałe, przepiękne, bardzo interesujące miasto. Położone na wzgórzach na wybrzeżu oceanu zachwyca swoim klimatem i swoją architekturą. Każdy, kto tutaj przyjeżdża chce zostać dłużej niż planował. Warto poświęcić czas, żeby dokładnie obejrzeć to miejsce. Tak właśnie o Valparaiso mówią przewodniki i większość turystów, których po drodze spotkałem i którzy mieli szczęście zawitać do tej nadmorskiej oazy. Nigdy więcej już kłamcom nie uwierzę.

Pierwsze wrażenie z Valparaiso to brud, tłok, ściany budynków upstrzone paskudnym graffiti, nie mającym nic wspólnego ze sztuką rysunku, wszędzie dookoła zwisają zwoje kabli elektrycznych stanowiąc wisienkę na torcie wizerunku miasta. Wrażenie drugie, trzecie i kolejne są dokładnie takie same. Zupełnie nie wiem, co inni turyści widzieli w tym miejscu. Po paru godzinach zaczynam odliczać czas do wyjazdu. Wynajmuję pokój w hostelu i uciekam na popołudnie do Vinia del Mar, miasteczka sąsiadującego z Valparaiso, właściwie z nim połączonego (coś jak nasze Trójmiasto).

Vinia del Mar ratuje trochę sytuację. Ładne, nadmorskie promenady, palmy, restauracja z widokiem na morze i zachód słońca nadają temu miejscu urok. Nie wiem, czy warto przyjechać tutaj specjalnie dla tych widoków, ale na pewno warto dla nich przejechać 10 minut mikrobusem z Valparaiso.








Następnego dnia rano postanawiam dać jeszcze jedną szansę Valparaiso. Urok tego miasta ma się kryć głównie na wzgórzach, na których zbudowanych jest wiele uroczych domów poprzecinanych wąskimi uliczkami. Wjeżdżam kolejką na najpiękniejsze (wg. przewodnika) wzgórze, przechadzam się po nim z godzinkę. Nie jest źle, ale rewelacji też nie ma. Ot, tym razem strzał w pudło. Valparaiso nie znajdzie się na mojej liście miejsc rekomendowanych do odwiedzenia za wszelką cenę (tudzież w ogóle za jakąkolwiek cenę)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz