Kraje

sobota, 21 maja 2011

Santiago de Chile

Po 24 godzinach spędzonych w autobusie dotarłem do Santiago de Chile, położonej mniej więcej w środku tego bardzo długiego kraju stolicy. Podobnie jak w przypadku San Pedro de Atacama, nie bardzo wiedziałem, czego po tym mieście się spodziewać. Właściwie takie uczucie dotyczyło całego kraju, który do tej pory nie budził u mnie żadnych skojarzeń. Spotkani wcześniej turyści, lub pracujący poza stolicą mieszkańcy Santiago twierdzili, że miasto nie robi specjalnego wrażenia, warto w nim spędzić 1, może 2 dni i ruszyć w kierunku znacznie ciekawszego, oddalonego o ok 100 km Valparaiso.

Postanowiłem jednak dać miastu szansę i muszę przyznać, że Santiago odwzajemniło mi się bardzo przyjemnym pobytem. Stolica Chile jest zdecydowanie metropolią (mieszka tutaj 5 milionów ludzi), z całą swoją dynamiką (dużo bardziej europejską niż latynoamerykańską), ruchem ulicznym, dźwiękami i światłami. Jednocześnie atmosfera jest wyraźnie spokojniejsza niż w Buenos Aires, co stanowi bardzo interesujące połączenie. Ludzie mieszkający w Santiago są, podobnie jak w stolicy Argentyny, mocno zeuropeizowani. Wynika to za równo z ich pochodzenia (imigranci głównie z Hiszpanii), ale także stylu bycia, ubioru. Paradoksalnie oba kraje południa kontynentu są najbardziej zachodnie w swojej kulturze (a także oczywiście ekonomii). W mieście można spotkać bardzo wielu studentów, w tym dużą grupę obcokrajowców, którzy przyjechali tu na 6 lub 12 miesięcy w ramach wymiany uniwersyteckiej.

Santiago nie jest miastem bardzo turystycznym. W jego okolicy nie leżą żadne szczególne atrakcje (chociaż niedaleko jest kilka stoków narciarskich, ponoć bardzo fajnych), w samym mieście nie ma wiele aktywności do realizowania. Można po nim pospacerować, wypożyczyć rower, wspiąć się na jedno z kilku wzgórz widokowych. Wydaje się jednak, że jest to miejsce bardzo przyjemne do mieszkania na co dzień. Miasto jest dosyć spokojne i jednocześnie zamożne, pełne teatrów, muzeów i innych miejsc rozwoju kultury. Mieszkańcy są bardzo sympatyczni, otwarci, stanowią bardzo przyjemne połączenie europejskich południowców z czystej krwi Latynosami. Z dużych miast Ameryki Południowej to chyba właśnie Santiago urzekło mnie najbardziej (tak, tak, bardziej niż boskie Buenos). To kolejna fantastyczna strona podróżowania - trafiam do miejsca, które dla innych było zupełnie przeciętne, a mnie to miejsce zachwyca. Każdy ma inną perspektywę i w różnych zakątkach świata znajdzie miejsca, które zrobią na nim szczególne wrażenie, albo po prostu będzie się w nich dobrze czuł.

PS
W Santiago poszedłem do kina na film Woody'ego Allena pt. Poznasz przystojnego bruneta i niestety jest to kolejna produkcja po Co nas kręci, co nas podnieca, na której się zawiodłem. Panie Woody, postaraj się następnym razem. Samo Vicky, Christina, Barcelona nie wystarczy, żeby móc powiedzieć "tak, lubię filmy Woody'ego Allena".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz