Kraje

poniedziałek, 28 lutego 2011

NBA i Everglades

NBA, najlepsza koszykarska liga świata, mecz pomiędzy Miami Heat i New York Knicks. Już półtorej godziny przed rozpoczęciem gry przed halą ustawia się długa kolejka kibiców. Przeważają sympatycy lokalnych Heat, ale widać też ludzi w koszulkach i czapeczkach NY Knicks. Na żadną ustawkę się nie zanosi. Hala może pomieścić prawie 20 000 widzów, przez kolejne 90 minut będzie się zapełniać do ostatniego miejsca. Nawet tak wcześnie przed meczem na trybunach nie można się nudzić. Gra głośna muzyka, ludzie podrygują, wcinają świeżo zakupione nachosy/sushi/nuggetsy/hamburgery albo coś innego równie świeżego i pożywnego. Na parkiecie cały czas coś się dzieje - albo konkurs rzutów dla maluchów, albo trzyminutowy mecz jakichś amatorów, albo wygłupy maskotki, albo wręczanie nagród dla posiadaczy biletów na cały sezon (w USA bardzo ceni się lojalność, szczególnie handlową). Na wielkim telebeamie nad parkietem widać odliczanie minut do rozpoczęcia spotkania. Na około pół godziny przed meczem na boisku pojawiają się rozgrzewający się gracze Nowego Jorku. Tłum widzów wita ich gwizdami i buczeniem - muszą wiedzieć, że grają na wyjeździe. Dwadzieścia minut później emocje sięgają zenitu, jakaś lokalna (a może międzynarodowa, mi w każdym razie nieznana) gwiazda odśpiewuje hymn państwowy, oficjalnie zaprezentowane zostają pierwsze piątki obu zespołów. Oczywiście NY Knicks witani są buczeniem (mocniejszym niż poprzednio, hala już jest pełna), przy prezentacji graczy Miami tłum ogarnia zbiorowa euforia. Punkt 20 zaczyna się mecz.

Meczu nie będę tutaj relacjonował, napiszę tylko, że był bardzo zacięty. Wygrali gracze Nowego Jorku 91:86, zdobywając w ostatnich minutach 13 punktów a tracąc tylko 2. Końcówka była bardzo emocjonująca, więc choć gracze Miami przegrali tłum wychodzi rozentuzjazmowany. Podobnie jak przed meczem, także w trakcie całego spotkania trwa impreza na całego (z przerwami na grę). W przerwach gra muzyka, wszyscy tańczą, konkursów ciąg dalszy. Trzeba przyznać, że Amerykanie potrafią robić show jak nikt inny. Można ich uważać za megalomanów i w mojej ocenie megalomanami są, ale nie ma co się im dziwić - w końcu żyją w faktycznie najpotężniejszym państwie świata. Megalomania Amerykanów nie polega na wywyższaniu się ponad innych. Wręcz przeciwnie, są sobie i innym bardzo życzliwi. Tyle tylko, że muszą mieć wszystko największe, najlepsze i jedyne na świecie. Potrafią to jednak osiągnąć, zbudować. Tworzą zatem i najlepsze show w trakcie meczu NBA.


Everglades to rejon przy zachodniej granicy Miami. Znany jest jako bagno, ale w rzeczywistości jest to rzeka, tyle że dosyć rozległa i bardzo zarośnięta chaszczami. Bagna zamieszkiwali kiedyś indianie, teraz prowadzą tutaj kasyno i są bardzo bogaci. Po Everglades porusza się ścigaczami (takimi jak w akademii policyjnej, ale chyba już o tym wspominałem, fajny film). Teren zamieszkany jest przez wiele gatunków ptaków i przynajmniej kilka sztuk aligatorów. Aligatory nie robią wiele, po prostu sobie leżą. Leżą i nic nie robią. Nudne życie, ale na więcej nie pozwala im ich mózg wielkości orzeszka. Co jakiś czas tylko kłapną płaszczą, po czym dalej leżą i trawią. Właściwie nie bardzo jest tutaj co opisywać, trzeba wrzucić kilka zdjęć, niestety dzisiaj jest słabe połączenie i zdjęcia żadne nie wejdą. Postaram się je wrzucić jutro rano przed wylotem na Jamajkę.



No właśnie, już jutro ruszam na Jamajkę, robi się coraz ciekawiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz