Kraje

środa, 20 lipca 2011

Szkolenie, szkolenie

Zanim rozpocząłem kurs na divemastera musiałem zdobyć jeszcze dwa poziomy certyfikacji – Rescue Diver (czyli po polsku nurek – ratownik) oraz kurs pierwszej pomocy. Oba kursy były bardzo intersujące – Rescue był skoncentrowany na sytuacjach problemowych, które mogą wystąpić w trakcie nurkowania, kurs pierwszej pomocy dotyczył zaś wszystkich sytuacji, w których taką pomoc trzeba zapewnić.

Kurs Rescue jest dosyć ekscytujący, przepełniony pewną dawką adrenaliny – w końcu ćwiczy się cały czas sytuacje awaryjne, w których trzeba prawidłowo i szybko zareagować. Przez większość kursu ma się zatem do czynienia z nurkami zmęczonymi, spanikowanymi albo wręcz nieprzytomnymi (moje ulubione ćwiczenie, to wyciąganie nieprzytomnego nurka spod wody na powierzchnię). Role „ofiar” grają oczywiście instruktorzy albo divematerzy, którzy chyba lubią ten kurs, bo zwykle dosyć mocno się angażują. Jeżeli zatem nurek ma być spanikowany, to taki faktycznie jest – rzuca się po powierzchni wody, stara się złapać osobę, która próbuje mu pomóc, wdrapać się na nią, co często kończy się zatopieniem nurka ratownika (z racji tego, że jest nurkiem zatopienie go nie stanowi jednak większego problemu a jeżeli takowy stanowi, to chyba nurek na ratownika się jeszcze nie nadaje).

Umiejętności, które zdobywa się na kursie Rescue są szalenie ważne i zwiększają poczucie pewności siebie w wodzie. Stanowią także pewne wyzwanie, bo dla przykładu w tym samym czasie trzeba nieprzytomnego nurka holować w kierunku łodzi, podtrzymywać mu cały czas głowę jedną ręką ponad powierzchnią wody, drugą ręką pozbywać się całego jego ewkipunku (za wyjątkiem pianki, czyli kombinezonu) i jednocześnie aplikować sztuczne oddychanie metodą usta-usta w odstępach dokładnie pięciosekundowych. Zadanie nie jest łatwe, ale jak z każdym wyzwanie, prawidłowe jego wykonanie przynosi sporo satysfakcji.

Po dwóch dniach kursu Rescue i jednym pierwszej pomocy przyszedł czas na rozpoczęcie programu Divemastera. W Blue Season Bali nie ma określonej daty rozpoczęcia kursu, można go zacząć każdego dnia. Program ułożony jest w cykle dwutygodniowe, w trakcie których „przerabia się” wszystkie umiejętności, które divemaster musi opanować. Zwykle po dwóch cyklach, czyli czterech tygodniach kandydat jest w stanie opanować każdą z nich, uzyskać zaliczenie i upragniony certyfikat, który stanowi pierwszy stopień zawodowstwa w branży nurkowej.

Rolą divematera w bazie nurkowej jest bycie przewodnikiem, pomoc przy kursach i wykonywanie różnych zadań związanych z eksploracją miejsc nurkowych (opisywanie, przeszukiwanie, etc.). Kandydaci uczą się zatem takich umiejętności, jak organizowanie logistyki wyprawy nurkowej, przewodzenie grupie pod wodą, przeprowadzanie akcji poszukiwawczej pod wodą, rozwiązywanie problemów, które mogą wystąpić w trakcie nurkowania. Uczą się także jak uczyć, bo choć nie są pełnoprawnymi instruktorami, to jednak umiejętności powinni mieć praktycznie na takim samym poziomie. Powinni potrafić pokazać swojemu kursantowi każdą umiejętność nurkową i pomóc im w pokonwaniu wszelkich trudności.

Cały kurs jest jedną wielką przyjemnością, każdy jego element stanowi przyjemne wyzwanie, z jednym jedynym wyjątkiem – tworzenie map miejsc nurkowych. To także leży w obowiązkach divemastera, który powinien potrafić nowe miejsce pod wodą obmierzyć, zapisać każdy istotny element i punkt odniesienia (instruktorzy zwracali uwagę, żeby nie traktować ryb jako punktów odniesienia, ponieważ mają one zwyczaj zmieniać swoje miejsce pobytu dosyć regularnie), zbadać głębokości i odległości pomiędzy nimi i już na powierzchni nanieść wszystko na kartkę papieru aby stworzyć estetyczną i użyteczną mapę. Wszystko fajnie, tylko pojawia się problem z aspektem estetyki i użyteczności. Naszym zadaniem było stworzyć mapę wraku amerykańskiego statku transportowego z drugiej Wojny Światowej USS Liberty. Mapy większości kursantów miały wiele mocnych stron – ładne kolory, czcionka, którą napisany był tytuł, rysunek całej wyspy Bali z lokalizacją miejsca nurkowego, lokalizację toalet i parkingu. Miały też w większości jedną słabą cechę – mapę samego wraku. Mój rysunek wraku (praktycznie był to rysunek techniczny zgodny z wszystkimi pomiarami) został uznany zgodnie przez grono instruktorskie za piękną wizualizację wieloryba...

Przez cztery tygodnie wszyscy sumiennie wykonywaliśmy kolejne zadania, szukaliśmy, ratowaliśmy, prowadziliśmy, uczyliśmy się uczyć, nosiliśmy butle i uczyliśmy się teorii (aby dostać certyfikat trzeba zdać także 2 egzaminy teoretyczne). Co z tego wynikło? Czy udało mi się zostać dajwmajstrem? O tym jeszcze napiszę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz